niedziela, 11 stycznia 2015

Porcelana

Rzadko toczę z porcelany, a że blisko połowa ostatniego wsadu to właśnie ona, więc kilka refleksji.
Nie jest to dla mnie łatwy materiał do pracy na kole, specyficzna konsystencja, wrażliwość na błędy, trzeba się przestawić. Plus to precyzja jaką można uzyskać w detalach (tak spasowanych pokrywek "na sucho" jeszcze nie miałem).
W piecu też jest odmienne od typowej masy kamionkowej - inaczej płyną po niej szkliwa no i ... mocno się deformuje - precyzja spasowania zostaje już tylko wspomnieniem...
Otwieram piec i jest ból - szkliwo zalało otworki i uchwyty, pokrywki nie wchodzą w korpusy - szlifierka w dłoń i nauka na przyszłość.
Jest w niej jednak jakaś szlachetność i w połączeniu z niektórymi szkliwami ma MOC.


Jasna masa kamionkowa, czyli reszta wsadu bez większych zaskoczeń.


...
post pierwotnie ukazał się 1 października 2014 na forum Herbaciarze

Czarno-biała zapowiedź

Wsad gotowy:

kamionka


i porcelana.


...
post pierwotnie ukazał się 12 września 2014 na forum Herbaciarze

Shibo, shino i szata

Od jakiegoś czasu moim ulubionym naczyniem do codziennego zaparzania herbaty jest shiboridashi - to konkretne, to jedno z pierwszych jakie wytoczyłem kilka lat temu - shibo-gigant, ok. 200ml, pękate z płaską pokrywką, czyli shibo-dziwak i "dziwnie" go używam, parząc w nim wszelkie herbaty, od japońskich zielonych, przez oolongi do darjeelingów.
Przy odpowiednim chwycie i zalane wrzątkiem nie parzy, łatwe w czyszczeniu, skuteczne w zatrzymywaniu nawet drobnych listków.


Od jakiegoś czasu moim ulubionym szkliwem jest shino - to konkretne to prosta dwuskładnikowa receptura - glina i skaleń. Daje szlachetną złamaną biel, "kocha" żywy ogień i z każdą kolejną czarką herbaty nabiera herbacianej patyny, uwidaczniając siatkę spękań.


Od jakiegoś czasu moją ulubioną herbatą jest Da Hong Pao - pierwsze spotkanie kilka lat temu jakoś mi przemknęło bez echa, a dziś:

prowadź mnie Da Hong Pao
żyję po to by Cię pić Da Hong Pao
moje dzieci i zwierzęta bębą nosić Twoje imię Da Hong Pao
Twój napar to krew mojej duszy Da Hong Pao
ależ Ty masz liście Da Hong Pao


...
post pierwotnie ukazał się 21 lipca 2014 na forum Herbaciarze

Cztery czarki, herbata i pretekst

Tytułowe czarki i herbata to pretekst, żeby kilka słów powiedzieć o kilku osobach i przy okazji z dobrej ceramiki napić się dobrej herbaty.


Pierwsza czarka - Jacek Tratkiewicz
Mój pierwszy nauczyciel garncarstwa. Myślę, że dzięki niemu i Marcie Kędzierskiej robię to co robię - kamionkę wypalaną drewnem dedykowaną herbacie. To u Tratków poznałem smak umami i tak to się potoczyło. Piece, szkliwa, masy, ceramika - godziny przegadane, litry wypite (herbaty też... :)

Druga czarka - Jurek Szczepkowski
Przy którymś spotkaniu u Tratków padło nazwisko Jurka i tak znalazłem się w Czarnem, połemkowskiej wsi w Beskidzie Niskim. Jurek wypala drewnem kamionkę i spora część jego pracy to naczynia do herbaty... taki zbieg okoliczności. Człowiek, miejsce, piec, herbata - to pozostawia ślad.

Trzecia czarka - Andrzej Bero
Ogromnie się ucieszyłem, gdy pierwszy raz trafiłem na blog Andrzeja - bratnia dusza, herbaciano-ceramiczny "świr", rany, nie jestem sam... Prace Andrzeja to dla mnie punkt odniesienia, inspiracja, nauka i... przyjemność.

Czwarta czarka - Petr Nowak
Historia podobna jak z Andrzejem - blog Petra, piękna, inspirująca ceramika, podziw dla mistrza i... spotkanie we wrocławskiej Czajowni z człowiekiem i jego pracami.

Herbata - Joanna Liu Mulan
Zrobiliśmy z Joanną herbaciano-ceramiczną wymianę, o której Joanna pisze na swoim blogu. No właśnie Joanna i jej blog - jego lektura to jedyna w swoim rodzaju obecność przy narodzinach pasji, jej dojrzewaniu, spajaniu różnych życiowych wątków, możliwość bycia z osobą, dla której herbata to sposób poznania siebie; w końcu duża porcja herbacianej wiedzy.

Są czarki Jacka, Jurka, Andrzeja i Petra, jest herbata od Joanny; dodaje czajniki i parzę.


W czarce Jacka Dong Ding Oolong z małego czajniczka.
U Jurka Lao Shou Mei Bai Cha z houhina.
Czarkę Andrzeja wypełnia Long Jing Tiger Spring z kyusu.
W Petra czarce Sincha Kyoto z shiboridashi.


Ludzie, ceramika, herbata.

...
post pierwotnie ukazał się 8 lipca 2014 na forum Herbaciarze

Rzemiosło czy sztuka?

Na pytanie, czy jestem rzemieślnikiem czy artystą - odpowiadam - jestem garncarzem; na pytanie, czy robię sztukę czy rzemiosło - odpowiadam - robię czarki, czajniki...
Lubię narzędzia, lubię nimi pracować, w miarę możliwości robić je samemu. Ważne jest dla mnie poznanie materiału, techniki, technologi, funkcjonalność; praca rękami i sam proces powstawania - rzemiosło daje radość.
Równie ważne są poszukiwania formy, proporcji, klimatu; cała sfera doznań estetycznych, piękno w czarce.
Kunszt, kunsztownik - to słowa, które godzą, nieco sztuczny jak myślę, tytułowy dylemat.

...
post pierwotnie ukazał się 19 marca 2014 na forum Herbaciarze

pół miarki, trzy przelania, piętnaście oddechów

Bi Luo Chun
pół miarki (ok. 4g)


trzy przelania (ok. 70 st.C)


piętnaście oddechów (ok. 1,5 min)
napar gotowy



...
post pierwotnie ukazał się 19 lipca 2014 na forum Herbaciarze

piątek, 9 stycznia 2015

Pewnego razu po wypale

Pewnego razu po wypale
Wsad zdziczał niebywale
Nie chciał słuchać o herbatach
Wolał latać po rabatach
Fantazja mu wstąpiła w szkliwo
Za dziwem było większe dziwo
Jednego drania zwabiłem
A potem parzyłem i piłem, i piłem, i piłem


Takiego ognia w kominie jeszcze nie miałem - pewnie pogoda, przyjemny letni dzień, a ciąg słaby i temperatura rosła opornie.
Zrobiłem kilka próbek szkliw - nuka, popiołowe i białe hagi, i jak to zazwyczaj bywa efekt końcowy odbiega od założeń...
Były też testy "dynamiki płynów" - mniej zaciekania niż ostatnio, ogólnie zadowalająco, houhiny działają.
Mieszka już ze mną jedna z czareczek tych pękatych i bardzo przyjemnie się z niej pije - nieduża, pojemna i usta ją kochają.


Naczynka pozują, ja tymczasem walczę na kole z porcelaną - następny wypał będzie jaśniał...


...
post pierwotnie ukazał się 20 sierpnia 2014 na forum Herbaciarze

Obsesja garncarza

Diablica tkwi w szczególe, a na imię jej obsesja.
Jest w herbacianej ceramice kilka technicznych drobiazgów, które drążą mój umysł, a od momentu, kiedy większość czajników oscyluje wokół 100ml, drążą natarczywiej.

Jednym z takich podrażniaczy jest dopasowanie pokrywki, i nie chodzi tylko o szczelne, bez luzów wypełnienie otworu, ale też "płynne" przejście formy korpusu czajnika w tęże pokrywkę. Przy tej skali 1mm, ba 0,5mm drażni, oj drażni.
Są różne sposoby ukształtowania i osadzenia pokrywki; ta którą najczęściej teraz toczę powstaje czteroetapowo: najpierw część zagłębiająca się w korpus, potem po podsuszeniu i odwróceniu powstaje przez obtaczanie forma zewnętrzna i dotaczany jest uchwyt; na koniec po wysuszeniu korpusu i pokrywki następuje ostateczne dopasowanie.
"Niespodzianki" mogą pojawić się przy toczeniu - źle zmierzona średnica, źle "złapana" forma, przy suszeniu - różny skurcz, po wypale - deformacja...


Drugi detal, to takie ukształtowanie wylewu w houhinie/shiborodashi/morzu herbaty i dzióbka w czajniku, żeby formowały równy, niechlapiący strumień i odcinały go bez zaciekania po korpusie; ani jedna kropla nie ma prawa pociec... cóż, często jednak chlapie i zacieka...
Zapobiegać temu powinna odpowiednia wysokość i ukształtowanie krawędzi, jej "zaostrzenie", stożkowaty kształt dzióbka, kąt pochylenia i takie tam teorie...
Przy ostatnich czajnikach staram się na krawędzi wylewu i dzioba formować coś na kształt mini okapu/gzymsika, po wypale okaże się, czy to działa...


 Tymczasem maleństwa czekają na wypał.


...
post pierwotnie ukazał się 12 lipca 2014 na forum Herbaciarze

Dzień z życia garncarza

Szósta rano, pobudka. Dziś wypał. Wstaję, pakuję biskwity i półtorej, dwie godziny jazdy do pieca. Marzę, żeby kiedyś mieszkać w jego pobliżu...
Na miejscu rozpakowuję naczynia, ustawiam wstępnie na blatach, tak żeby znaleźć optymalne rozmieszczenie. To mały piec, więc każdy centymetr jest na wagę czarki. Planuję co i jak szkliwić - różne masy, różne szkliwa, kilka eksperymentalnych próbek.
Miejsce w piecu ma znaczenie - więcej ognia i popiołu z przodu; z tył pod klapą najchłodniej, tam szkliwa wychodzą matowe; przy wlocie do komina najbardziej wieje ogniem.
Plan jest, teraz szkliwienie - dwie, trzy godziny polewania, zanurzania, chlapania...
Przygotowuję stożek pirometryczny nr 10 (jak się zegnie, będzie 1300st. C w piecu), masę na piny (kuleczki z ciasta kaolinowo-glinowego na których ustawia się naczynia w piecu) i ładuję piec. Jeszcze termopara do kontroli wzrostu temperatury, otworzyć komin, wyczyścić popielnik, kilka szczapek na rozpałkę (drewno na szczęście jest już porąbane) i wypał rusza.
Przez pierwszą godzinę powoli, spokojnie, niewielki ogień w popielniku do 100-150st. C, tak żeby odparować wodę ze szkliw i pinów. Przechodzę z ogniem na ruszt do paleniska i teraz już ostro 300-400st. C przyrostu na godzinę - mały piec, małe naczynia, mogę więc sobie na to pozwolić.
W komorze najpierw czerwono, przy 600st. C pojawia się żarzenie, tańczą pierwsze płomyki; temperatura rośnie, w piecu coraz jaśniej.
Pojawia się rytm - otwieram furtę, dokładam drewna, przygotowuję następną porcję, obserwuję temperaturę - rośnie, staje, spada - otwieram furtę, dokładam drewna...
Jest 1000st. C - następuje zmiana - robię redukcję, zmniejszając szybrem przekrój komina (wypał utleniający zmienia się w redukcyjny) Brakujący tlen ogień wyciąga z gliny i szkliw zmieniając je. Czuć inny zapach, płomienie stają się leniwe, rytm zyskuje pełnię.
Temperatura rośnie zdecydowanie wolniej, po każdym dorzuceniu drewna, najpierw spada - wtedy ogień szuka tlenu, wskakuje do komina z szumem, pojawia się w wizjerach; zatrzymuje się i zaczyna powoli rosnąć, czasem przekraczając wartość sprzed wrzutki, a czasem nie. Takie redukcyjne skoki.
Po pewnym czasie lekko odpuszczam redukcję, przyrost temperatury jest bardziej zdecydowany, i znów przymykam - redukcyjny balans.
Zależy mi na powolnym, równomiernym narastaniu temperatury - szkliwa wtedy ładnie i spokojnie płyną.
Zaglądam do środka - tu już żółto-biało, stożek widać jako lekki cień w jasności, zaczyna się zginać; kiedy dotknie czubkiem podłoża będzie w komorze 1300st. C - jemu ufam bardziej, termoparze mniej.
Końcowe pół godziny ze słońcem w piecu. Uważam, żeby nie przegiąć z temperaturą - szkliwa, glina są na granicy.
Ostatnia wrzutka i zamykam wszystkie otwory; pojawiają się kłęby czarnego, gryzącego dymu - koniec wypału.
Chodzę jeszcze jakiś czas wokół pieca, sprawdzam czy się nic nie zapala... Piec stygnąc całą zgromadzoną energię oddaje przez ściany otoczeniu - trzeba być czujnym.
Jestem zmęczony, ale jutro otwieram piec... Dobranoc.

...
post pierwotnie ukazał się 21 marca 2014 na forum Herbaciarze

Sekret garncarza

dużo toczyć i wypalać
jednym słowem popier...ać

Skarby garncarza

Jakie są? Dla mnie to glina, koło i piec.

Glina, a precyzyjniej powiedziałbym masa ceramiczna, bo jest to zazwyczaj mieszanka kilku glin z dodatkami.
Toczę najczęściej z mas kamionkowych z szamotem i z porcelany, która też w zasadzie jest masą ceramiczną o nieco odmiennym składzie niż typowa masa kamionkowa.
W skrócie mówię, że to co robię to kamionka i porcelana, mając na myśli, że używam mas ceramicznych wypalanych w temperaturze ok. 1300st. C, w której to masy te spiekają się przypominając kamień i są praktycznie nieprzepuszczalne dla wody. Szkliwa, jeśli ich używam, pełnią więc rolę głównie dekoracyjną (przy braku takiej szczelności jaką mają kamionka i porcelana szkliwo pełni również rolę uszczelniającą i ochronną przed zabrudzeniem).
To co odróżnia porcelanę w jej szlachetnej odmianie, od innych mas to jej białość, gładkość i przejrzystość, inny charakter szkliw ją pokrywających; inaczej też pracuje się z porcelaną na kole - jest bardziej wymagająca...

Kamionka to szeroki wachlarz kolorów, odcieni i faktur, różna tez przyjemność pracy...


Dobra glina to naprawdę skarb.

Mogę toczyć godzinami, mogę godzinami patrzeć jak toczą inni. Czas przy kole to święto.
Zazwyczaj toczę na kole elektrycznym, ale najbardziej cenię sobie koła napędzane siłą mięśni - jaka jest różnica? - taka mniej więcej jak między wodą zagotowaną w czajniku elektrycznym, a tą z bofuro z piecyka na węgiel drzewny...
Jednym z moich ulubionych jest koło drążkowe o dużej bezwładności. Sposób pracy (rozkręcanie bambusowym drągiem, pozycja klęczna) i rytm (przy pewnej wprawie, cały proces toczenia - centrowanie, otwieranie, wyciąganie ścianki i nadawanie kształtu - odbywa się przy jednym rozkręceniu koła) sprawiają, że toczenie na nim to takie garncarskie zazen.
Drugie to koło kopane, sponowe o małej bezwładności, w klimacie kół koreańskich; używam go do lepienia/toczeni matchawan.


Ostatni ze skarbów, piec garncarski to temat sam w sobie, fascynujący mnie przez swoją historię i różnorodność. O moim piecu powiem tyle, że jest nie duży, opalany drewnem, a wypalanie w nim to wielka przyjemność.


(więcej o piecach piszę na portalu Zduńskie Opowieści)

...
post pierwotnie ukazał się 16 marca 2014 na forum Herbaciarze

powściągnięcie poruszeń umysłu

Siadam do koła i toczę, naciskam glinę i powoli puszczam; siła i wyczucie, tak glina układa się w kształt.
Niepostrzeżenie mija godzina, dwie, trzy...
Wypał. Szkliwienie i ładowanie pieca, pierwsze płomienie, ciepło, zapach drewna, szum ognia; kilka godzin w rytmie "oddechu" pieca...
Otwieram piec, jeszcze ciepła "pocałowana ogniem" czarka w dłoniach.

...
post pierwotnie ukazał się 11 marca 2014 na forum Herbaciarze

czwartek, 8 stycznia 2015

Po wypale

Otwieranie pieca to moment pełen emocji. Wypalałem nie raz, znam gliny i szkliwa, znam piec, ale daleki jestem od stwierdzenia, że wiem co z pieca wyjmę.
Dużo pracy związanej z przygotowaniem naczyń, spory wysiłek przy szkliwieniu, ładowaniu pieca i wypale - co będzie?
Jest i zaskoczenie i rozczarowanie i satysfakcja, czasem coś wyjątkowego - taka mieszanka.


Oglądam, wyciągam wnioski, sprawdzam jak naczynia "działają" i myślę o następnym paleniu.


...
post pierwotnie ukazał się 11 czerwca 2014 na forum Herbaciarze

Przed wypałem

Powoli przygotowuję wsad do pieca - pierwszy wypał w tym roku.
Czajniki o małych pojemnościach (myślę, że będą w okolicach 100 ml) i ceramiczne podstawy, to naczynia, które do tej pory rzadko toczyłem; mam zamiar w tym roku właśnie na nich się skupić.


Oczywiście czarki też będą


Houhin, shiboridashi, kyusu - mała skala, duże wyzwanie.
Wsad w zasadzie gotowy, teraz biskwit i czekanie na sprzyjające okoliczności...


Ciekaw jestem jakie będą te maluchy.

...
post pierwotnie ukazał się w dwóch częściach 29 kwietnia i 24 maja 2014 na forum Herbaciarze

Popiół

Gdy wypalam ceramikę drewnem, popiół wraz z płomieniami dostaje się do komory pieca tworząc na powierzchni naczyń naturalne szkliwo popiołowe (w zależności od miejsca w piecu i czasu trwania wypału działanie popiołu daje różne efekty).


Spore ilości popiołu pozostają w popielniku; po przesianiu i ewentualnym przemyciu, popiół może służyć jako składnik tzw. szkliw popiołowych -  to często proste dwu-trój-surowcowe receptury, dające naturalne, charakterystycznie zaciekające szkliwa.


Często wykorzystuję też popiół, posypując nim po prostu naczynia przed wypałem.


Glina, popiół, ogień - nic więcej nie trzeba...

...
post pierwotnie ukazał się 19 marca 2014 na forum Herbaciarze

Wiele twarzy jednego szkliwa

To, że szkliwa różnią się między sobą, to fakt dość oczywisty. Mniej oczywiste jest to, że jedno i to samo szkliwo w zależności od rodzaju masy ceramicznej, którą pokrywa, sposobu szkliwienia, czy wreszcie temperatury wypalania, może się diametralnie w swoim wyglądzie różnić.

Tu kilka wcieleń jednego z moich ulubionych szkliw:
różne masy (jasne i ciemnie kamionki, porcelana)


różne grubości nałożenia na powierzchnię czarki (szkliwiąc przez polewanie gradacja grubości pojawia się naturalnie)


różna temperatura (tam, gdzie bezpośrednio działa ogień temperatura jest wyższa i szkliwo przechodzi z matowego w błyszczące i krystalizuje)


jedno szkliwo - różne oblicza

...
post pierwotnie ukazał się 16 marca 2014 na forum Herbaciarze

Ślady

Kiedy oglądam ceramikę zamieniam się w tropiciela, szukam znaków pracy garncarza, procesu powstawania. Japończycy widzą w nich ceramiczne krajobrazy - keshiki.
Jako garncarz śladów tych nie ukrywam, staram się pozostawić zapis; dlatego też tak lubię wypalać drewnem, żywy ogień wyraźnie zapisuje się w naczyniach.


...
post pierwotnie ukazał się 12 marca 2014 na forum Herbaciarze

moment perfekcji

weź glinę
rozkręć koło
wytocz czarkę
zbuduj piec i ją wypal
przygotuj napar
czarka herbaty

...
post pierwotnie ukazał się 1 marca 2014 na forum Herbaciarze

środa, 7 stycznia 2015

Kodai, czyli stopa

Można zaryzykować stwierdzenie, że jej obecność czyni z miski czarkę.

Najczęściej powstaje przez wykrawanie (tzw. obtaczanie) określonego profilu we wcześniej zgrubnie wytoczonej podstawie. Przy tradycyjnie ręcznie formowanych czarkach raku jest raczej doklejana; matchawan która powstaje przez lepienie na kole, a nie toczenie, ma też nieregularną, z wolnej ręki wycinaną stopę.

Wykrawanie profilu niejako naturalnie wydziela strefy stopy - pierścień, jej wnętrze (kodainai) i zewnętrze (kodaiwaki), kąt między pierścieniem i powierzchnią zewnętrzną (kodaigiwa), oraz podstawę, którą stopa styka się z podłożem (tatami-tsuki).

Ukształtowanie tych partii daje stopie nazwy - "kolanko bambusa" (takenofushi kodai), "czapka" (tokin kodai), "oko węża" (janome kodai), "wir" (uzumaki kodai), "spirala muszli" (kaijiri kodai), rozszczepiona stopa (wari kodai), wycięta stopa (kiri kodai) ...

Lubię ten moment w pracy z czarką, to dopełnienie kształtu, te fruwające wiórki...


Bądźmy wdzięczni czarce za stopę - dzięki niej nie parzy.

...
post pierwotnie ukazał się 10 marca 2014 na forum Herbaciarze

Wnętrze, czyli o duszy

Wnętrze czarki to przestrzeń, którą wypełnia herbata.
Centrum tej przestrzeni bywa akcentowane: a to spiralą, a to wgłębieniem (przyznaję, nie wiem, czy każde można określić jako chadamari, czy jest to zarezerwowane tylko dla czarek ceremonialnych); pojawiają się ślady popiołu.


Czasem szkliwo spływając tworzy krystaliczną źrenicę - zwierciadło czarkowej duszy...


...
post pierwotnie ukazał się 10 marca 2014 na forum Herbaciarze

Usta, czyli zmysłowo

Krawędź to miejsce, gdzie nasze wargi, język dotykają czarki (no chyba, że ktoś wylizuje chadamari...). Może być ostra lub mięsista, gładka lub szorstka, regularna i twarda lub miękka i płynna; czasem trafi się "zajęcza warga" lub gęba tak brzydka, że piękna.

Usta - patrząc na zbliżenia - prawda, że trafne.


W ogóle dotyk jest ważny - faktura, kształt, ciepło promieniujące od herbaty.
Ze smutkiem patrzę na czarki zamknięte - do podziwiania - w muzealnych gablotach. Czarka, żeby żyć potrzebuje dotyku, wypełnienie naparem, jej usta czekają na spełnienie... kochajcie swoje czarki !!! ;)

...
post pierwotnie ukazał się 4 marca 2014 na forum Herbaciarze

Czary i czareczki, czyli czarki

Poznając różne herbaciane tradycje, moje oko nieodmiennie szuka tam czarki - to inspiracje.
Często toczę na zadany sobie temat, próbując przenieść wyobrażenie w glinę, z różnym skutkiem...
Czasem siadam do koła i czekam co będzie.

Mam swoje czarkowe sympatie, czarkowe tematy, do których powracam:

małe czarki - kojarzone z wysokogatunkowymi herbatami, z gong-fu cha, dla mnie ostatnimi czasy ulubiony sposób picia herbaty


matchawan - duża poważna czarka, wśród czarek królowa, czy może właściwiej cesarzowa


wenxiangbei  - powstają jako "zagospodarowanie końcówek gliny" i służą mi do jej testowania i szkliwnych eksperymentów; mam dla nich wiele sympatii (choć muszę przyznać, że zazwyczaj używam ich do "słuchania zapachu i oglądania smaku" innej etanolowej kultury...)


czarki nawiązujące do japońskiego kuroraku


i koreańskich ido 


i kilka opisanych na formie odwróconego ściętego stożka


są też formy, które mają swoje nazwy uświadomione po fakcie
amikasa


bajyohai

  
gokezoko-gata


a co z yunomi?  a yunomi nie lubię...;)

...
post pierwotnie ukazał się 3 marca 2014 na forum Herbaciarze

Pokaż mi swoją czarkę...

a powiem ci jakim jesteś garncarzem.

Czarka to dla mnie szczególne naczynie. Wypełniona herbatą kryje w sobie wielowymiarową herbacianą kulturę. Dla garncarza to swego rodzaju "laboratorium formy" - poszukiwania i odkrycia na lata. Nie są to abstrakcyjne rozważania, ale konkretne decyzje: jaką formę nadać korpusowi, jak ukształtować stopę i krawędź, jaka ma być faktura powierzchni, jakie proporcje.

Czasem toczę serię czarek - niby ta sama forma, ten sam typ stopy - w jednej wszystko jest na miejscu, w innych jakiś detal, szczegół powodują, że to nie to, a to dopiero surowa glina. Sposób szkliwienia, wypał w żywym ogniu wiele zmieniają...

Skoro padło słowo "laboratorium", to niech pojawi się również "anatomia" - jako ciekawostka - przekrój przez czarkę ;)


...
post pierwotnie ukazał się 3 marca 2014 na forum Herbaciarze

sobota, 3 stycznia 2015

Ceremonia młotka


Krytycznie spojrzałem na swoje prace, i co ujrzałem? - a to słaba forma, a to "złe" działanie, a to ogólna mierność. To dobry moment, żeby ująć w dłoń młotek...














Po ciężkiej pracy chwila wytchnienia przy herbacie - Mangfei 2012 od Wojtka, jeszcze chwila łupania i można parzyć.



Półki przewietrzone, umysł odświeżony.